Recenzja OPPO Enco W31. Wyższa klasa średnia.
Od czasu premiery pierwszych AirPodsów miną w tym roku 4 lata. Przez ten czas niewiele zmieniło się w kwestii designu czy technologii, ale dostępność produktów to już zupełnie inna bajka. Obecnie niemal każdy producent elektroniki oferuje własny model, mniej lub bardziej zbliżony do produktu Apple, jak choćby OPPO Enco W31, które niedawno miałem okazję przetestować.
Pierwsze podobieństwo zauważalne jest już w momencie unboxingu. Kartonowe opakowanie OPPO, które oprócz słuchawek i etui skrywa również kabel USB-C, trzy komplety wymiennych gumek oraz instrukcję, przypomina te znane nam z AirPodsów. Podobieństwa na tym się nie kończą, bowiem na pierwszy rzut oka Enco W31 kojarzą się z najnowszą wersją Pro, jednak nie jest to chamska kopia cudzego desingu, a raczej podobna stylistyka różniąca się kilkoma detalami. Oczywiście nie wszyscy lubią słuchawki dokanałowe i pewnie część wolałaby wersję douszną. Na szczęście OPPO jest tego świadome, dlatego w swojej ofercie ma również „pchełki” w postaci Enco Free.
Wróćmy jednak do testowanego modelu, a w pierwszej kolejności, do ochronnego etui, które kształtem przypomina… puderniczkę. To tylko ciekawe spostrzeżenie, a nie wada, jednak mam mieszane uczucia co do zastosowanego tworzywa. Bez wątpienia jest ono wysokiej jakości, jednak materiał jest gładki, a przez to śliski, w związku z czym łatwo może wysmyknąć się z dłoni. W deszczowe i zimne dni naprawdę trzeba uważać, aby futerał nie wylądował na ziemi. Choć nie udało mi się tego potwierdzić w ciągu kilku dni testów, mam również wrażenie, że w dłuższej perspektywie będzie miał on tendencję do łapania rys oraz przebarwień, ale tego chyba nie da się uniknąć w przypadku żadnego białego produktu. Jeśli komuś to przeszkadza, ryzyko można zminimalizować wybierając czarną wersję kolorystyczną.
Najważniejsze, że słuchawki wyjmuje i chowa się naprawdę szybko oraz bezproblemowo, a wbudowany powerbank pozwala zapewnić dodatkowe 15h odtwarzania muzyki. Niestety, ładuje się jedynie dołączonym kabelkiem USB-C. Brak bezprzewodowego ładowania to znaczący minus, który po czasie może zacząć irytować. Na szczęście podpięcie do zasilacza na 10 minut przekładania się na godzinę odsłuchu, a przy standardowym użytkowaniu słuchawki wystarczy naładować raz na kilka/kilkanaście dni, więc da się z tym żyć.
Wrażenia z odsłuchu to kwestia sporna. Jeden lubi mocne basowe uderzenia, inny krystalicznie czysty wokal. W moim odczuciu testowany model jest dokładnie pośrodku i powinien zadowolić jednych i drugich, przy czym wcale nie oznacza to, że jest przeciętnie. Wręcz przeciwnie! OPPO grają przyjemnie dla ucha i to niezależnie od gatunku muzyki, a w razie potrzeby mogą nieco podbić basy poprzez dwukrotne tapnięcie lewej słuchawki, która uaktywnia jeden z dwóch trybów odtwarzania (bass oraz balance – różnica jest odczuwalna). Prawa służy natomiast do przełączenia utworów, choć nie zawsze udaje się trafić w czujnik dotyku. Nie wiem, być może to kwestia moich palców i na przykład część z Was w ogóle nie będzie miała takiego problemu.
Ku mojemu zaskoczeniu, Enco W31 wcale nie są ciche, a więc świetnie nadają się „na miasto”. Przez większość czasu testowałem je na 60-70% głośności, nie tracąc przy tym na jakości dźwięku. Przy takim poziomie czas pracy wyniósł 3 godziny odtwarzania, co pokrywałoby się z zapewnieniami producenta (3.5h przy 50% głośności), choć jak zawsze wszystko zależy od warunków atmosferycznych i rodzaju muzyki. Jeśli komuś jest mało, czas ten można rozszerzyć do blisko 19 godzin za sprawą etui. To zadawalający wynik, a łącząc go z pozytywnymi wrażeniami z odsłuchu (nie tylko moimi), OPPO należą się solidne brawa, bowiem stworzyli mocnego konkurenta dla znacznie droższych AirPodsów.
Do pełni szczęścia brakuje jedynie aktywnego wyciszenia szumów podczas słuchania muzyki, gdyż zastosowana technologia cyfrowo „wycisza” tło jedynie podczas rozmów telefonicznych. Z drugiej strony wówczas na pewno mówilibyśmy o wyższej półce cenowej, a to właśnie cena jest największą zaletą testowanego modelu. Na pocieszenie pozostaje przynajmniej brak opóźnień w przesyłaniu dźwięku, natychmiastowa i bezproblemowa komunikacja z telefonem do 10 metrów dzięki zastosowaniu Bluetooth 5.0, a także bezbłędnie działający system wykrywania słuchawki w uchu, który po ich wsadzeniu automatycznie połączy się ze smartfonem, a wyjęciu błyskawicznie zapauzuje odtwarzany utwór. Nic wielkiego, ale jest przydatne i cieszy.
Podsumowując, dla kogo są zatem OPPO Enco W31? Na pewno nie dla sportowców. Co prawda słuchawki za sprawą trzech silikonowych wkładek w rozmiarze S/M/L bardzo dobrze trzymają się ucha i posiadają certyfikat IP54, potwierdzający ochronę przed potem i pyłem, jednak obawiam się, że podczas dłuższego biegu lub intensywnego treningu mogą nie być tak wygodne, jak podczas zwykłego marszu, więc w tym przypadku raczej lepiej sięgnąć po sportowe odpowiedniki. Testowany model odradziłbym też audiofilom, bo chociaż wspieraną one kodeki AAC, format SBC i oferują naprawdę bardzo dobrą jakość dźwięku, zapewne rozczarują brakiem aktywnego wyciszenia tła.
Jeśli zatem nie należysz do żadnej z tych dwóch grup i szukasz po prostu sprawdzonych bezprzewodowych słuchawek na miasto, które cechują się przyzwoitym czasem pracy na baterii, ponadprzeciętną wygodą użytkowania, zaskakująco przyjemnym dla ucha brzmieniem i wysokim stosunkiem jakości do ceny, na pewno się nie zawiedziesz. Moim zdaniem OPPO Enco W31 to zdecydowanie najlepszy wybór do 500 złotych – a kosztują przecież znacznie mniej – i szczerze mówiąc, nawet nie ma sensu dokładać do AirPodsów, albo szukać używanego egzemplarza na portalach aukcyjnych.